Yegor to kolejna niezywkle życzliwa nam osoba. Biedak czekał kilka dobrych godzina na dwrocu kolejowym, bo sam wracał tego samego dnia z Mokswy od rodziców. Gdy już się odnaleźliśmy, wziął nas do taksówki i zabrał do swojego domu. Tam pokazał "co i jak", następnie oprowadzał nas po mieście. Wieczorem zaprosił swoich znajomych i tak oto kultura rosyjska stała się nam trochę bliższa :)
Na osobny wątek zasługuje podróż pociągiem. Dawno nie miałem takiego ubawu... Zaczęło się od tego, że pewnego chłopaka zainteresowały dready Pulpeta. Zagadał po rosyjsku, okazało się, że prowadzi z żoną salon fryzjerski, zajmujący się różnymi dziwnymi fryzami. Chcieliśmy pogadać z nim po angielsku, ale twierdził, że niebardzo się to uda. Rzucaliśmy więc każde do siebie słówkami z pogranicza angielskiego/rosysjkiego/polskiego i zasłyszanego ukraińskiego.... W międzyczasie angielski naszego rozmówcy zaczął się znacznie poprawiać. Okazało się, że uczył się wiele lat, ale wstydził się chyba trochę rozmawiać, ze względu na to, że dużo zapomniał. W międzyczasie okazało się, że kobitka mająca łóżko na górze rozumiała większość z tego co mówiliśmy, ale nie odzywała się, bo jak twierdziła nie potrafiła odpowiedzieć. Tak więc pod sam koniec podróży, ostatnie kilka godzin, spędziliśmy przy stoliku, pijąc kawę i herbatę oraz rozmawiąjąc w czterech wyżej wymienionych językach :)))