Zgodnie z radą Paco poszliśmy nie za strzałkami, ale do plaży i wzdłuż wybrzeża aż do promu. Na prawdę się opłacało. Ten dzień także wspominam jako jeden z ciekawszych krajobrazowo. Ostre klify przy słonecznej pogodzie. Nikt nie protestował, że tempo mamy żółwie. Każdy chciwie łapał każdy widok. Gdy już dotarliśmy do Santander ok 16/17 (ambitne plany były na południe) mieliśmy niemiłe rozczarowanie. Wolontariusz w schronisku był okropny. Jeśli co do Guemes wszyscy mieli pozytywne oddczucia, tutaj skrajnie przeciwne. Starszy facet zupełnie nie szanował naszej własności (na moich oczach zrzucił plecak z łóżka), w nocy chodził z latarką i świecił po łóżkach. Nazwaliśmy go "el kapo"... Serdecznie zniechęcam do tego miejsca :)