Ciężki to był dla mnie dzień. Bąble na stopach dawały mocno o sobie znać. Za to wejście do Aviles było bardzo miłe - jakiś Hiszpan, który sam kuśtykał i szedł o lasce, zagadał o schronisko i zaprowadził na skrótem pod same drzwi albergue. W mieście akurat odbywał się Międzynarodowy Festiwal Celtycki. Duuuużo dud.